Strony

sobota, 25 lipca 2015

Prolog


Weszłam do mojego dawnego domu, ale co ja tu do cholery robię?  Zaraz, zaraz... przecież on spłonął jakieś 2 lata temu.
Weszłam głębiej w próg mieszkania i zobaczyłam szczęśliwą rodzinę,  o ile teraz tak mogę ją nazwać. Czternastolatka o blond włosach wybiega nagle zapłakana z gabinetu ojca, trzymając kartki papieru. Rodzice patrzą zdezorientowani na dziewczynę, ale po chwili zdają sobie sprawę o co chodzi. Próbują się jakoś tłumaczyć, ale nie za bardzo im to wychodzi. Blondynka tylko kręci głową z politowaniem i wychodzi. Wiatr osusza jej łzy.  Wszystko wygląda tak idealnie, jakby nic nie miało przed chwilą miejsca. 
Ona - niegdyś Perrie Edwards - nie wie już kim tak naprawdę jest. Straciła wszystko. A jej pseudo rodzice? ...
Właśnie! Rodzice!
Pobiegłam z powrotem do domu zobaczyć co się stało. Po drodze minęłam aby jakiś rozwydrzonych chłopaków w moim wieku. 
Wbiegłam do domu. Wszystko wyglądało normalnie. Rodzice siedzieli na kanapie i oglądali telewizję, jak gdyby nigdy nic!
Nagle usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, a potem był wybuch. Pewnie ktoś ją podpalił... Rodzice byli już martwi. Wiedziałam, że nie mogę tak im pomóc, ale mogę się dowiedzieć kto to zrobił. 
Przez kłęby dymu zobaczyłam dwóch chłopaków, tych których mijałam. Przestraszeni biegli gdzieś wsiu...
Obok, nieopodal kuchni tam przy stłuczonym oknie wybiegł trzeci z nich. Mulat z czekoladowymi teńczówkami. Nawet przystojny... Ugh, skup się!  Postanowiłam ten jeden jedyny raz odstąpić od moich zasad i poczytać mu w myślach.
~Kurwa! Ale odpał! A tamci tchórze mnie zostawili. Skąd miałem wiedzieć, że tam jest kuchenka?! Oby nikogo nie było w środku...~ Ożesz, ty gówniarzu! To on zabił moich rodziców?  Do tego nie jest tego świadomy... Co za... brak słów. 
Nagle zaświeciły się przede mną dwa ciepłe, brązowe płomyczki. Podeszłam bliżej i okazało się, że to dziwnie znajome oczy. Hipnotyzowały i przyciągały do siebie. Było ciemno, więc nie widziałam twarzy. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony coś mi mówiło, żebym uciekała, a z drugiej... nie mogłam. Byłam już na tyle blisko, żeby zobaczyć twarz, ale negle coś od środka zaczęło we mnie płonąć. 
Chciałam uciec, ale nie mogłam. Chciałam krzyczeć, ale nie umiałam. 
Znam to uczucie. To łowca.
Przyjemne, a zarazem okropne gorąco przeszło moje ciało. Ciepłe oczy wypełniły się łzami i smutkiem. Ale dlaczego?  
Tego pewnie się dowiem w następnym śnie...