sobota, 8 sierpnia 2015

Następny rozdział

Moi drodzy!!
Ponieważ mam dużo spraw na głowie, jak i to że mam urwanie głowy z powodu mojego nowego bloga, rozdział 4. nie pojawi się tak szybko... myślę że co najmniej za tydzień, najwyżej za dwa. Coś koło tego. 
A teraz zapraszam na mój drugi blog, który mam nadzieję też odwiedzicie i poczytacie. Tym razem ff będzie z Harrym!!!
Zapraszam: She-wolf 
A tu takie promo :) 




A tu gorszej jakości 








Oba mojego autorstwa :D

A więc... do następnego 

piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział 3.


Perrie's Pov
 Louisowi mogłam powiedzieć wszystko. Chociaż znaliśmy się zaledwie parę godzin, czułam jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi. 
 Louis jest... dosyć dziwnym człowiekiem. Cieszy się każdą drobną rzeczą, gestem... Rozśmiesza mnie na różne sposoby, na przykład swoimi głupimi napadami śmiechu. Jest bestroski jak dziecko, ale potrafi poważnie podejść do poważnych tematów. 
 Był też dobrym słuchaczem. Mówiłam mu o wszystkim. O tym co czuję,  co zazwyczaj robię... 
  I najważniejsze... po prostu był. Był przy mnie i wspierał mnie. Bardzo. Jak prawdziwy przyjaciel, którego tak bardzo teraz potrzebowałam. Wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Już dawno się tak nie czułam. Tak... szczęśliwa. Zaraził mnie swoją pozytywną energią. Niby miałam dziewczyny, ale już dawno coś się popsuło. Mamy przed sobą sekrety. Są teraz bardziej jak stare znajome. 
  A teraz nie myślicie sobie, że się w nim zakochałam, czy coś. Po prostu zjawił się jak jakiś cichy anioł z niebios, próbujący ocalić świat. Przed smutkiem. 
  Opowiadał również o sobie. Jego historie z dzieciństwa mnie rozwalały; On już dawno rozwalił system. Obiecał pokazać mi zdjęcia z tego istnie pięknego okresu jego życia. 
 Wymieniliśmy się numerami telefonów i przyrzekliśmy, że jeszcze kiedyś to powtórzymy.
-Koniecznie - powiedział uśmiechając się.  Czy on kiedykolwiek się nie uśmiecha? - Jakby coś się stało to dzwoń. Będę... tak jakby twoim terapeutą.
-Hahah, zapamiętam. Tooo... do zobaczenia!
-Na pewno! - pomachałam mu na pożegnanie i zamknęłam za nim drzwi.  Dopiero teraz poczułam zmęczenie. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. 23:53?! Już? 
Wzięłam prysznic i poszłam spać. To był długi dzień. 

¤¤¤¤¤¤¤ tydzień ¤¤¤¤¤ później ¤¤¤¤¤¤¤

  Ten tydzień był niezapomniany. Z dziewczynami już praktycznie nie utrzymywałam kontaktu. Jedynie nie zbywałam Jade i Eleanor, które często dzwoniły. Martwiły się, tego nie można było ukryć. Nawet raz spotkałam się z nimi... w tedy właśnie się pokłóciłyśmy. Właściwie nie mam pojęcia o co. "Zmieniłaś się" - mówiły - "odeszłaś..." "Bo wy mi na to pozwoliłyście. I nie żałuję " - dodałam. 
-O czym myślisz? - z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Louisa.
-O niczym - powiedziałam posyłając mu szczery uśmiech. 
  Jeśli chodzi o niego, zaczęliśmy się częściej spotykać. Jak przyjaciele. Wygłypialiśmy się i wogóle,  zwracając tym uwagę innych ludzi. Nie przeszkadzało mi to.
-Więc... przez ten tydzień byliśmy już chyba w każdym możliwym miejscu w Londynie. I co teraz?
-Och, nie masz racji. Najpierw byliśmy u ciebie, potem Big Ben, London Eye, w par...
-Tak, tak tak... w wielu miejscach.
-Chodzi mi tylko o to, że jeszcze nigdy nie byliśmy u mnie.
-Hm... to prawda. Czyli teraz u ciebie? 
-Tak. Co powiesz na... yyy...
-Sobota?
-Wieczorem? 
-Tak.
-To jesteśmy umówione. Skoczymy sobie na zakupki i pokupujemy lakiery i zrobimy babską noc... - nawijał szybko próbując naśladować głos dziewczyny.
-To nie jest zabawne - przerwałam poważnym tonem. Ale i tak potem z powrotem oboje tarzaliśmy się ze śmiechu na podłodze, co udzielało się też paru klijentom kawiarni, w której teraz byliśmy. 
-D-dlaczego?  - powiedziałam ocierając łzy szczęścia.
-Co dlaczego? - spytał ożywiony. 
-Dlaczego zaraziłam się twoim idiotyzmem?
-Yghym... podejżewam, że dlatego iż jestem idiotą... co już stwierdziłaś... a raczej stwierdzasz... co parę... minut?
-Tak - wyszczerzyłam się jak głupia - bo to prawda. 
-Wcale nie-e-eeeeeee. To nie prawda.
-Nie kłóć się ze mną!
-Okej... mamo - dodał ciszej, co i tak usłyszałam, i zganiłam morderczym spojrzeniem - Tak, ja ciebie też, Perrie. 

¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤ sobota ¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤

  Do Louisa ubrałam się w to, chociaż i tak nie wiem, czy mój sweter przeżyje spotkanie z popkornem... ostatnio w kinie tak nie było... moja ulubiona bluza cała w soli i tłustych plamach po maśle. Ma być noc filmowa. No i mam wreszcie poznać przyjaciół Tomlinsona. 
  Szczerze, to nie mam ochoty tam iść. Mam dziwne przeczucie, że coś się wydarzy... coś niezwykłego. Z jednej strony rozsądek mówi- "nie idź! ", a z drugiej coś "chodź do mnie". Głupia sprawa. Jeszcze mój rozum mnie nie zawiódł... Ale kto normalny w dzisiejszych czasach słucha rozumu?
-Hej - przywitał mnie Louis - gotowa?
-Tak, ale...
-Co?
-Rozum mi mówi, że tam stanie się coś złego...
-Olej rozum. Kto w dzisiejszych czasach go słucha? Pf... ale w razie czego. Masz mnie przecież - uśmiechnął się zwycięsko.
-Ups, zapomniałam - wzruszyłam niewinnie ramionami i ruszyłam do jego auta.

¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤


Louis's Pov 
 Weszliśmy do środka mojego domu. Perrie wyglądała na zdenerwowaną, więc pocieszająco ją objąłem i potarłem jej plecy dłonią. Niemo podziękowała mi uśmiechem. Odwiesiłem swoją i kurtkę dziewczyny. Ja jako pierwszy wszedłem do salonu, aby upewnić się, że nikt z moich współlokatorów czegoś nie odwali. W progu przywitał mnie Harry.
-No, no... co za kultura Louis, nie ma co! - zawołał - nie wiesz, że damy mają pierwszeństwo? - durny kobieciarz. Jak ja mu wpierdole, a co gorsza Perrie to popamięta...
-Cześć wszystkim! - zawołała pojawiając się obok mnie. Jej strach z przed chwili nagle zniknął. Czasem nie kumam tej dziewczyny.
-Hej! Jestem Niall - jako pierwszy odezwał się blondynek. Podszedł do niej i tak po prostu przytulił. Wydawała się troche zdziwiona, ale po chwili uśmiechnęła się. 
-Perrie - odpowiedziała.
-Liam - szatyn podał jej rękę. 
-A ja to Harry - ucałował jej dłoń, na co trochę się skrzywiła, więc wszyscy się zaśmialiśmy. 
Ostatni podszedł Zayn. Nic nie powiedział, co było podejrzane. Wpatrywał się dziwnym wzrokiem w dziewczynę. Ona poprawiła się na miejscu i też obserwowała co zrobi. Dziwna sytuacja... na szczęście Louis bohate...
-Dobra... Perrie to jest Zayn, Zayn to Perrie - dziękuję Niall. Wielkie dzięki. Liam posłał mi rozbawione spojrzenie. "I co się cieszysz debilu" pomyślałem. Wtedy spoważniał. Liam i te jego poczytalności mózgowe... (albo raczej psychiczne...)
-Skądś cię kojarzę... - pierwszy odezwał się Zayn - Nie jesteś przypadkiem modelką Victoria's Secrets? - wyszczerzył się. Wszyscy prychneliśmy.
-A ty gwiazdą porno? - odszczekała się i słodko uśmiechnęła. Chłopak spoważniał.
-Już ją lubię - powiedział Liam.
-Nie wiedziałem, że takie słodkie dziewczynki oglądają takie filmy... - prychnął Zayn.
-A skąd pewność, że jestem słodka?
-Fakt. Już wiem... widziałem cię w burdelu.
-Ach, możliwe... że po pijaku widziałeś różne rzeczy i sytuacje...
-Ciebie oglądałbym tylko w takich sytuacjach.
-Dobra dosyć - przerwał Liam. I atmosfera nagle stała się napięta..
¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤
-Lou, możemy porozmawiać? - spytała szeptem, kiedy szliśmy za resztą w stonę sof. 
-Jasne. Chodź do kuchni - odszepnąłem - My idziemy po coś do żarcia! - zawołałem do pozostałych i pociągnąłem Perrie do owego pomieszczenia.
-O co chodzi? - spytałem od razu
-Ten chłopak, Zayn...
-Przepraszam, on taki jest. I Harry z resztą też. Liam i Niall są normalni... - zacząłem ich usprawiedliwiać. 
-Nie, nie. Nie o to chodzi. Jego oczy... to te z mojego snu!
-Um, nie. To nie możliwe żeby... - zastanowiłem się bardziej. Cholera, to faktycznie może być on. Ogień...
-Wiem, że teraz weźmiesz mnie za wariatkę, ale...
-Nie, nie... to nie tak. Nie jesteś wariatką. Nawet gdyby to był on, to tylko sen.
-Tak, tylko sen. Tylko sen! - zaczęła gestykulować rękami.
-Ciszej. Bo nas usłyszą.
-I dobrze. Niech słuchają i... - do kuchni wszedł blondyn. 
-Ym... film się zaczął i nie ma jeszcze jedzenia... - jąkał się. 
-Och, przepraszamy. Już niesiemy - wzięła jedną miskę popkornu, a drugą z impentem wręczyła mi. Zachichotaliśmy razem z Niallem, na co się uśmiechnęła. Czyli nie jest zła.

¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤ Cześć wszystkim! :D
Rozdział już dłuższy, ale nadal mogą pojawić się błędy...
Zapraszam do nowej zakładki: MIEJSCA 

Dziękuję za wsparcie Julii i zapraszam na Jej blogi o Niall'u  :D
Zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza :) 

środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 2.








Perrie's Pov
 Wybudziłam się cała obolała i poparzona. Pot lał się ze mnie ciurkiem, a serce mało co nie wyskoczyło z piersi. Oczy miałam szeroko otwarte i gwałtownie wstałam, co było dla mnie w tym momencie nie lada wyzwaniem. Jęknęłam z bólu. 
- Znowu ten głupi sen. Ale to... te oparzenia? Co to jest?! - pomyślałam niemal na głos.
 Rozejrzałam się dookoła. Białe, sterylne pomieszczenia, które wypełniał smród dezynfekatorów. Obok mnie stało urządzenie wydające wkurzające dźwięki.  Po drugiej stronie łóżka stał wózek szpitalny z kroplówką. 
-To oni mnie poparzyli? - myślałam - czy to jakiś na serio głupi sen...
  Na korytarzu przechodząca pielęgniarka otworzyła szerszej oczy na mój widok. Spojrzałam na swoje ciało.
-Ta... ta piżama szpitalna to zdecydowanie nie jest najnowsza ikona mody...
Odwróciłam się z powrotem do niej, ale ona już biegła gdzieś w siu, jakby ducha zobaczyła.
-Wiem, że nie wyglądam pewnie teraz najlepiej, ale mogłaby być milsza... - westchnęłam. 
 Zaraz... co się wczoraj ze mną działo? Miałam wielką dziurę w głowie, jak po kacu, ale chyba nic nie piłam? 
Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się w stronę wchodzącego lekarza z tą samą co wcześniej pielęgniarką. 
-Witam. Jestem dr. Goldberg. Jak się pani czuje? 
-Um... obolała. I poparzona - dodałam po dłuższym namyśle. 
- Straciła pani dużo krwi i... zaraz... poparzona? 
-No tak - dr. Goldberg lepiej mi się przyjrzał. Zobaczył czerwone od oparzeń ręce, co i ja dopiero teraz zauważyłam. 
- Kiedy to się stało? 
- Nie wiem. Obudziłam się dzisiaj i już tak było - powiedziałam patrząc krzywo na czerwoną skórę - A może mi pan powiedzieć co się wczoraj stało? 
- Zemdlała pani, a z nosa leciało pani dużo krwi. Zapewne to od ciśnienia lub za długiego przebywania na słońcu. Stąd być może te oparzenia. 
-Ach, pamiętam. Ale było rano, a ja jechałam tylko samochodem i odrazu weszłam do budynku.
- Słuszna uwaga - weźcie dajcie mi jakiegoś innego lekarza. Spojrzał w swój notes i coś tam zanotował. 
- Jak długo tu jestem? - zapytałam,  aby przerwać tą głuchą ciszę.
- Od wczorajszego zdarzenia... 
- A gdzie moje przyjaciółki?
- Jedna z nich zasłabła na widok krwi i pojechały z nią do domu - fuknęłam pod nosem. No tak, czego ja bym od nich mogła więcej oczekiwać? Ostatnio widzą, że coś się dzieje, a żadnej to nie obchodzi. No może jedynie Jade, zawsze pyta co jest grane jak mam te swoje humorki...

¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤

 Po badaniach kontrolnych itp. wróciłam do domu. Zerknęłam na telefon. Nawet żadna nie dzwoniła... westchnęłam. 
 Poszłam do łazienki i zmyłam z siebie ten cały szpital. Ubrałam się tak. Spojrzałam w lustro na efekt. I jest git. Co najdziwniejsze nie było już śladów po oparzeniach. 
Moja lodówka świeciła pustkami. Czas wyjść na zakupy...

¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤

 W sklepie nawet szybko się uporałam z zakupami. Jeszcze tylko moje ulubione ciastka. Nucąc coś pod nosem podeszłam do pułki z ciastkami. Nie ma? Wsadziłam dłoń głębiej w regał i dosięgnęłam ulubionych słodkości. 
Na moje nieszczęście ktoś po drugiej stronie sklepowego regału też miał na nieochotę, bo chwycił opakowanie w tym samym momencie co ja.
-Hej! To moje! - krzyknął ktoś po po drugiej stronie. Chyba jakiś chłopak. Zaśmiałam się z jego płaczliwego tonu -  no i z czego się cieszysz?! - warknął.
-Ej! Spokojnie... ale to ja pierwsza znalazłam te ciastka.
- Wcale nie-e - powiedział udając małe dziecko, na co ponownie się zaśmiałam - pięknie się śmiejesz. Po co ci ciastka?
- Yyyy... do jedzenia? 
- Ale mi się bardziej przydadzą. Po za tym Ty jesteś dziewczyną i musisz dbać o linię. 
- Tak, ale jak raz na miesiąc zjem coś słodkiego chyba nic się nie stanie. 
Chłopak westchnął nadal kurczowo trzymając opakowanie. 
- Ugh... zapłacę Ci
- Co?
- Zapłacę Ci za te ciastka.
- Ale ja pieniędzy nie zjem. To, może... może... zapraszam do mnie na ciastka? - spytałam niepewnie. Chłopak puścił opakowanie. Odszedł. Coś źle zrobiłam? Zdziwiona ruszyłam do kasy. Niedługo po tym wpadłam na kogoś. 
- Ugh! Co znowu?!
- Hej, spokojnie... jestem Louis - przede mną stał wyższy prawie o głowę ode mnie chłopak z pięknymi, niebieskimi oczami. Uśmiechał się głupio do mnie.
- To... idziemy na te ciastka?
- Ach, to Ty... tak. Jestem Perrie. 
- Miło mi - posłał mi najsłodszy uśmiech jaki widziałam, co odwzajemniłam.
- Daleko masz do domu?
- Około 10 minut drogi samochodem. Jak jesteś pieszo to Cię podwiozę. 
- Nie, mam samochód. To do kasy!
- Do kasy! - zarządziliśmy.

¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤

Hej ;) trochę wejść już mamy :D
Wiem, że na razie nudne. Troche trzeba wycierpieć. Dopiero w 4. albo 5. rozdziale będzie lepsza akcja i wgl.
Na razie dziękuję za wejścia i komentarz  od I love the number thirteen :* 

KOMENTUJCIE > MOTYWUJCIE :D

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział 1.


Perrie's Pov
 Zerwałam się z łóżka cała spocona i wystraszona. Usiadłam na krańcu łóżka i schowałam twarz w dłoniach. Koszmar. Zawsze ten sam i mniej więcej o tych samych porach. Tylko co on oznacza? Nie boję się,  a powinnam. Czasami chciałabym móc zasnąć bez świadomości, że mi się coś przyśni. Ale cóż... takie moje przekleństwo.
 Przetarłam twarz dłońmi i uniosłam się do pozycji stojącej. 
-Będzie dobrze - pomyślałam - Musi być...
 Poszłam do toalety i obmyłam twarz zimną wodą. Oparłam się o zlew i mocno zacisnęłam powieki. Stałam tak przez dłuższą chwilę i powróciłam do porannego prysznicu, a także zrobiłam lekki makijaż. Ubrałam się tak. 
 Po zjedzeniu śniadania, a mianowicie moich ukochanych naleśników z bitą śmietaną zadzwoniła do mnie Leigh-Anne.
-No hej, Pezzzz... - specjalnie przedłużyła ostatnią spółgłoskę, znienawidzonego przeze mnie przezwiska. Jak zwykle wie jak mnie wkurzyć z rana.
-Czego?! - warknęłam. 
-Och, no weź. Idziemy z dziewczynami na miasto, wbijasz?
-Yyym... idziecie na miasto, a co za tym idzie? Cały dzień w centrum handlowym?
-Przestań, jak można nie lubić zakupów? Perrie, jesteś dziewczyną do cholery!
-Czyli...?
-Nie, dzisiaj może kino, czy coś. Jakieś kreatywne pomysły?
-No, dobra. Może siłownia? Nie wiem. Ale na pewno idziemy do naszej ulubionej kawiarni.
-Tak! Dobra to szykuj się na siłownię. To... Za godzinkę u Jade?
-Ok, niech będzie. Pa.
-Pa pa, mua - rozłączyłam się. Dobra... to mam jeszcze godzinę.

¤¤¤¤¤¤¤¤¤godzinꤤpóźniej¤¤¤¤¤¤¤¤¤

 Podjechałam swoim autem pod dom Jade. Jak zwykle bez pukania weszłam do środka i od razy skierowałam się do salonu. Dziewczyny wyglądały tak: Jade, Leigh, Jesy i Eleanor. Po powitaniu zebrałyśmy się, wsiadłyśmy w auto El i pojechałyśmy na siłownię. Nie czułam się najlepiej, ale nie chciałam martwić dziewczyn, więc lepiej będę cicho. 
 Dojechałyśmy po pietnastu minutach, a ból głowy nie ustał, ale nasilił się. Zazwyczaj ustaje...
Jade's Pov
  Po tym jak już przebrane weszłyśmy na siłke, Perrie zaczęła się dziwnie zachowywać. Na początku mocno przymknęła powieki, a potem złapała się za głowę.
-Um... wszystko w porządku?  - spytałam.
-Tak, tak. Wszystko dobrze - powiedziała rozmasowując skronie - Nie martw się.  Za raz mi przejdzie. 
-Na pewno? - zapytałam z troską.
-Taa... - i tak jej nie wierzę. Niepewnie odeszłam od przyjaciółki, ale za chwilę usłyszałam głośny huk. Szybko się odwrociłam. Zemdlała. Perrie zemdlała! Stop. Czy to jest krew? 
Ciemność. Zemdlałam...

¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤

Hej <3 
Przepraszam, że tak krótko.  
Obiecuje poprawę, a Was prosze o wybaczenie...? xD
Na serio sorry
Następnym razem dłuższe :D



sobota, 25 lipca 2015

Prolog


Weszłam do mojego dawnego domu, ale co ja tu do cholery robię?  Zaraz, zaraz... przecież on spłonął jakieś 2 lata temu.
Weszłam głębiej w próg mieszkania i zobaczyłam szczęśliwą rodzinę,  o ile teraz tak mogę ją nazwać. Czternastolatka o blond włosach wybiega nagle zapłakana z gabinetu ojca, trzymając kartki papieru. Rodzice patrzą zdezorientowani na dziewczynę, ale po chwili zdają sobie sprawę o co chodzi. Próbują się jakoś tłumaczyć, ale nie za bardzo im to wychodzi. Blondynka tylko kręci głową z politowaniem i wychodzi. Wiatr osusza jej łzy.  Wszystko wygląda tak idealnie, jakby nic nie miało przed chwilą miejsca. 
Ona - niegdyś Perrie Edwards - nie wie już kim tak naprawdę jest. Straciła wszystko. A jej pseudo rodzice? ...
Właśnie! Rodzice!
Pobiegłam z powrotem do domu zobaczyć co się stało. Po drodze minęłam aby jakiś rozwydrzonych chłopaków w moim wieku. 
Wbiegłam do domu. Wszystko wyglądało normalnie. Rodzice siedzieli na kanapie i oglądali telewizję, jak gdyby nigdy nic!
Nagle usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, a potem był wybuch. Pewnie ktoś ją podpalił... Rodzice byli już martwi. Wiedziałam, że nie mogę tak im pomóc, ale mogę się dowiedzieć kto to zrobił. 
Przez kłęby dymu zobaczyłam dwóch chłopaków, tych których mijałam. Przestraszeni biegli gdzieś wsiu...
Obok, nieopodal kuchni tam przy stłuczonym oknie wybiegł trzeci z nich. Mulat z czekoladowymi teńczówkami. Nawet przystojny... Ugh, skup się!  Postanowiłam ten jeden jedyny raz odstąpić od moich zasad i poczytać mu w myślach.
~Kurwa! Ale odpał! A tamci tchórze mnie zostawili. Skąd miałem wiedzieć, że tam jest kuchenka?! Oby nikogo nie było w środku...~ Ożesz, ty gówniarzu! To on zabił moich rodziców?  Do tego nie jest tego świadomy... Co za... brak słów. 
Nagle zaświeciły się przede mną dwa ciepłe, brązowe płomyczki. Podeszłam bliżej i okazało się, że to dziwnie znajome oczy. Hipnotyzowały i przyciągały do siebie. Było ciemno, więc nie widziałam twarzy. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony coś mi mówiło, żebym uciekała, a z drugiej... nie mogłam. Byłam już na tyle blisko, żeby zobaczyć twarz, ale negle coś od środka zaczęło we mnie płonąć. 
Chciałam uciec, ale nie mogłam. Chciałam krzyczeć, ale nie umiałam. 
Znam to uczucie. To łowca.
Przyjemne, a zarazem okropne gorąco przeszło moje ciało. Ciepłe oczy wypełniły się łzami i smutkiem. Ale dlaczego?  
Tego pewnie się dowiem w następnym śnie...