środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 2.








Perrie's Pov
 Wybudziłam się cała obolała i poparzona. Pot lał się ze mnie ciurkiem, a serce mało co nie wyskoczyło z piersi. Oczy miałam szeroko otwarte i gwałtownie wstałam, co było dla mnie w tym momencie nie lada wyzwaniem. Jęknęłam z bólu. 
- Znowu ten głupi sen. Ale to... te oparzenia? Co to jest?! - pomyślałam niemal na głos.
 Rozejrzałam się dookoła. Białe, sterylne pomieszczenia, które wypełniał smród dezynfekatorów. Obok mnie stało urządzenie wydające wkurzające dźwięki.  Po drugiej stronie łóżka stał wózek szpitalny z kroplówką. 
-To oni mnie poparzyli? - myślałam - czy to jakiś na serio głupi sen...
  Na korytarzu przechodząca pielęgniarka otworzyła szerszej oczy na mój widok. Spojrzałam na swoje ciało.
-Ta... ta piżama szpitalna to zdecydowanie nie jest najnowsza ikona mody...
Odwróciłam się z powrotem do niej, ale ona już biegła gdzieś w siu, jakby ducha zobaczyła.
-Wiem, że nie wyglądam pewnie teraz najlepiej, ale mogłaby być milsza... - westchnęłam. 
 Zaraz... co się wczoraj ze mną działo? Miałam wielką dziurę w głowie, jak po kacu, ale chyba nic nie piłam? 
Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się w stronę wchodzącego lekarza z tą samą co wcześniej pielęgniarką. 
-Witam. Jestem dr. Goldberg. Jak się pani czuje? 
-Um... obolała. I poparzona - dodałam po dłuższym namyśle. 
- Straciła pani dużo krwi i... zaraz... poparzona? 
-No tak - dr. Goldberg lepiej mi się przyjrzał. Zobaczył czerwone od oparzeń ręce, co i ja dopiero teraz zauważyłam. 
- Kiedy to się stało? 
- Nie wiem. Obudziłam się dzisiaj i już tak było - powiedziałam patrząc krzywo na czerwoną skórę - A może mi pan powiedzieć co się wczoraj stało? 
- Zemdlała pani, a z nosa leciało pani dużo krwi. Zapewne to od ciśnienia lub za długiego przebywania na słońcu. Stąd być może te oparzenia. 
-Ach, pamiętam. Ale było rano, a ja jechałam tylko samochodem i odrazu weszłam do budynku.
- Słuszna uwaga - weźcie dajcie mi jakiegoś innego lekarza. Spojrzał w swój notes i coś tam zanotował. 
- Jak długo tu jestem? - zapytałam,  aby przerwać tą głuchą ciszę.
- Od wczorajszego zdarzenia... 
- A gdzie moje przyjaciółki?
- Jedna z nich zasłabła na widok krwi i pojechały z nią do domu - fuknęłam pod nosem. No tak, czego ja bym od nich mogła więcej oczekiwać? Ostatnio widzą, że coś się dzieje, a żadnej to nie obchodzi. No może jedynie Jade, zawsze pyta co jest grane jak mam te swoje humorki...

¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤

 Po badaniach kontrolnych itp. wróciłam do domu. Zerknęłam na telefon. Nawet żadna nie dzwoniła... westchnęłam. 
 Poszłam do łazienki i zmyłam z siebie ten cały szpital. Ubrałam się tak. Spojrzałam w lustro na efekt. I jest git. Co najdziwniejsze nie było już śladów po oparzeniach. 
Moja lodówka świeciła pustkami. Czas wyjść na zakupy...

¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤

 W sklepie nawet szybko się uporałam z zakupami. Jeszcze tylko moje ulubione ciastka. Nucąc coś pod nosem podeszłam do pułki z ciastkami. Nie ma? Wsadziłam dłoń głębiej w regał i dosięgnęłam ulubionych słodkości. 
Na moje nieszczęście ktoś po drugiej stronie sklepowego regału też miał na nieochotę, bo chwycił opakowanie w tym samym momencie co ja.
-Hej! To moje! - krzyknął ktoś po po drugiej stronie. Chyba jakiś chłopak. Zaśmiałam się z jego płaczliwego tonu -  no i z czego się cieszysz?! - warknął.
-Ej! Spokojnie... ale to ja pierwsza znalazłam te ciastka.
- Wcale nie-e - powiedział udając małe dziecko, na co ponownie się zaśmiałam - pięknie się śmiejesz. Po co ci ciastka?
- Yyyy... do jedzenia? 
- Ale mi się bardziej przydadzą. Po za tym Ty jesteś dziewczyną i musisz dbać o linię. 
- Tak, ale jak raz na miesiąc zjem coś słodkiego chyba nic się nie stanie. 
Chłopak westchnął nadal kurczowo trzymając opakowanie. 
- Ugh... zapłacę Ci
- Co?
- Zapłacę Ci za te ciastka.
- Ale ja pieniędzy nie zjem. To, może... może... zapraszam do mnie na ciastka? - spytałam niepewnie. Chłopak puścił opakowanie. Odszedł. Coś źle zrobiłam? Zdziwiona ruszyłam do kasy. Niedługo po tym wpadłam na kogoś. 
- Ugh! Co znowu?!
- Hej, spokojnie... jestem Louis - przede mną stał wyższy prawie o głowę ode mnie chłopak z pięknymi, niebieskimi oczami. Uśmiechał się głupio do mnie.
- To... idziemy na te ciastka?
- Ach, to Ty... tak. Jestem Perrie. 
- Miło mi - posłał mi najsłodszy uśmiech jaki widziałam, co odwzajemniłam.
- Daleko masz do domu?
- Około 10 minut drogi samochodem. Jak jesteś pieszo to Cię podwiozę. 
- Nie, mam samochód. To do kasy!
- Do kasy! - zarządziliśmy.

¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤¤

Hej ;) trochę wejść już mamy :D
Wiem, że na razie nudne. Troche trzeba wycierpieć. Dopiero w 4. albo 5. rozdziale będzie lepsza akcja i wgl.
Na razie dziękuję za wejścia i komentarz  od I love the number thirteen :* 

KOMENTUJCIE > MOTYWUJCIE :D

5 komentarzy:

  1. Więc tak, wspomniałam już wcześniej, że lepiej będzie się czytało, jeżeli rozdziały będą dłuższe :) Opowiadanie ogólnie mi się podoba, dawno nie czytałam takie luźnego, także duży plus. Styl pisana też dobry, jedynie bym prosiła o dłuższe rozdziały ;) Weny <3
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
    http://dark-sky-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej dopiero niedawno trafiłam na Twojego bloga i na pewno zostanę z Tobą na dłużej. W ogóle podoba mi się historia jaką tworzysz. Do następnego. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Louis i Perrie idą Na ciastka :-D

    Ala. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz = motywacja = ja wkładam w to więcej pracy = Tobie się lepiej czyta :D